Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak tu pięknie, dziko, romantycznie — mówiła, przysiadając na chwilę na ławce — prawda? Ale ciebie, ojczulku, to widać nie bawi.
— Antoni, Julcia mówi, że cię to nie bawi — powtórzyła matka mężowi, któremu czy paznogcie, czy myśli nie dały słyszéć odezwania się córki.
— Niby co takiego? — spytał, jakby budząc się z zamyślenia.
— Nic nie zachwycasz się temi widokami.
— Ale, owszem, zachwycam — rzekł poważnie i spojrzał w okno — bardzo ładne, bardzo ładne.
— Ale tu, tu jeszcze ładniejsze — mówiła, wskazując na drugie okno.
Ojciec obrócił się w tę stronę.
— A, prawda, jeszcze ładniejsze.
Julia stanęła znowu w oknie dla nabrania nowych wrażeń.
— Ciekawam — mówiła, nie obracając się — co tam być może nad tym zielonym lasem? czy to skały, czy jakie ruiny zamku?
— Gdzie pani? — spytał Adolf, zbliżając się do okienka.
Odwróciła się prędko ku niemu i, zmierzywszy go gniewném spojrzeniem, rzekła:
— Ja się nie pana pytam. Mówiłam, że słówka nie odezwę się do pana.
— A jednak pani mówi — odezwał się Adolf i roześmiał się, zadowolony z tego, co powiedział. — Przy-