Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

milionerem, ale także i nędzarzem, i z tego powodu kredyt jego był ograniczony; ale w salonach, na których bywał z żoną i córką, nie badano tak ściśle jego interesów i nie wątpiono o jego milionach, zwłaszcza, że bankier zachowaniem się umiał obudzić uszanowanie dla siebie i swojéj fortuny. Sztywny i zimny zawsze, z twarzą wygoloną starannie, wyjąwszy dwóch paseczków mocno już szpakowatych faworytów, które dochodziły do połowy twarzy, miał minę męża stanu, można go było wziąć za ministra. Niczém się nigdy nie mieszał, niczém nie zachwycał, twarż jego była zawsze spokojna, jak marmurowa maska, z zastygłym, jakimś jałowym, uśmiechem. Spojrzenie zamyślone, nieco dumne, wstrzymywało nawet blizkich znajomych od zbytniéj poufałości. Jedynie w kółku rodzinném wolniała nieco ta sztywność finansisty. Względem żony był nadzwyczaj uprzejmy, nie tyle może przez uczucie dla niéj, ile przez szacunek dla jéj arystokratycznego pochodzenia. Dla córki zaś pobłażliwość jego dochodziła aż do słabości; kapryśne dziewczę robiło z nim, co chciało. Ta cała wyprawa w odludny zakątek Galicyi była, jak wiemy, jéj pomysłu. Ojciec poddał się temu zachceniu, bez względu, że go to odrywało od interesów. O matce już nawet mówić nie trzeba. Ona była nie już zakochana, ale zaślepiona w swojéj jedynaczce. Podziwiała jéj eleganckie ułożenie, artystyczne upodobania, dowcip, nawet wady jéj ubóz-