pienia, orzeźwił ją i była w istocie podobna do kwiatu po deszczu, kiedy przez nieoschłe jeszcze łzy uśmiechnęła się do żartującéj sobie z niéj Leszczycowéj. Przyszedłszy nieco do równowagi i spokoju, poprosiła jéj, by pozwoliła raz jeszcze odczytać list Jana.
— A czytaj, czytaj, bo to on właściwie cały do ciebie się odnosi, choć niby do mnie pisany. Jak on to figlarz zręcznie mi pochlebia, żeby miéć we mnie dobrego adwokata, nie chcąc, żebym była o ciebie zazdrosną, ciągle nas obie łączy niby razem, gdy mówi o téj swojéj miłości.
— O, nie mów tak pani! bo on i ciebie kocha bardzo.
— No, no, nie bój się, nie pogniewam się o to na niego. Będziemy jakoś radzić, żeby bez szkody podzielić się jego sercem.
W dalszym ciągu rozmowy Amelia przyznała się przed Leszczycową ze swoich sekretnych przygotowań do chrztu. Zdziwiło ją, że Leszczycowa nic o tém nie wiedziała.
— Teraz, kiedy już nie potrzebuję z tego robić sekretu przed panią...
— Przed jaką panią? nazywaj mnie odtąd matką.
— O, mateczko moja droga! — zawołała z radością Amelia i rzuciła się jéj do nóg — więc pozwalasz tak się nazywać?
— Widzisz, że skorzystałam na téj miłości Jana;
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/180
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.