Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pobiegnąć tam, choć na krótko, ale nie śmiała powiedziéć tego ojcu; obawiała się, że mu było-by przykro, gdyby go odeszła.
Musiał odgadnąć to życzenie córki, albo może i on potrzebował zostać sam, bo po południu sam jéj zaproponował, żeby poszła odwiedzić Leszczyców. Ucieszyła się tem tak, że z radości rzuciła mu się na szyję, całowała go i powtarzała ciągle:
— Ach, jakiś ty dobry, mój ojcze!
— No, no, dobrze już — mówił z uśmiechem, udając, że się broni przed jéj pieszczotami — ja wiem, że ty już teraz nie do mnie należysz, że tobie niewiele teraz na ojcu zależy.
— O! nie, ja cię teraz będę jeszcze więcéj kochać.
I zaczęła spiesznie się ubierać, ale w pośpiechu nie zapomniała ubrać się starannie, wdziewając, co miała najpiękniejszego.
Ojciec, gładząc sobie brodę, przypatrywał się temu, żartował z niéj i przekomarzał się.
— A wróć przed wieczorem — mówił, gdy już odchodzić miała — bo przecież i mnie się także należy coś za to, że jestem twoim ojcem.
— O, wrócę, wrócę — mówiła ucieszona — będziemy cały wieczór rozmawiać.
Ucałowała go na pożegnanie i chciała już wychodzić, gdy ojciec, jakby sobie coś przypomniał, zatrzymał ją za rękę i rzekł: