Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sach — bo ja nie odjadę tak prędko. Zabawię tu z wami parę tygodni może.
Córkę wiadomość ta nie ucieszyła tyle, ile można się było spodziewać po jéj przywiązaniu do ojca; a nie ucieszyła się dlatego, że w téj chwili przyszło jéj na myśl, iż przez ten czas nie będzie mogła bywać tak często u Leszczyców, gdzie ją ciągnęło nie samo już przyzwyczajenie.
Dla tego powodu była drugiego dnia jakaś roztargniona, marudna i niezadowolona. Nie była przyzwyczajona przebywać długo w towarzystwie ojca. Zwykle przyjeżdżał rano, kiedy ona jeszcze spała, zabawił jeden dzień i o zmierzchu, lub w nocy, wyjeżdżał znowu. Tak bywało tutaj, tak samo bywało w Tarnowie i w Jarosławiu, gdzie poprzednio mieszkali. Stosunek jéj więc z ojcem był niezwyczajny, składał się z krótkich chwil, pieszczot, uniesień radości, gorączkowych rozmów, w których sobie wypowiadali z pośpiechem to, co mieli na sercu. Żyli ze sobą więcéj w imaginacyi, niż w rzeczywistości. To téż teraz, kiedy przyszło im dłuższy czas przebyć razem, nie wiedzieli, jak go zapełnić. Przynajmniéj córka była w kłopocie: o czém mówić z ojcem, jak go zabawiać? Nie chciała zostawiać go samego, a znowu, gdy siedziała przy nim, czas się wydawał jéj długim okropnie. Przyczyniało się do tego niemało i to, że myśl jéj wybiegała ciągle do domu Leszczyców; tęskno jéj było bez nich. Rada-by była