Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odezwij się, czy ci nie zrobiłem co złego? Nie boli cię co? No, Małciu, nie bój się.
I, nie czekając, aż Sura wróci ze światłem, wziął córkę na ręce i wyniósł z piwnicy. Świeże powietrze i woda, którą podała Sura, wnet orzeźwiły i wzmocniły Amelią, że mogła już utrzymać się na nogach. Ojciec kazał Surze odprowadzić ją do alkierza, a sam wrócił do piwnicy, pozamykał starannie skrzynie na kilka kłódek i zamków, potém drzwi od piwnicy, a zamknąwszy, probował jeszcze parę razy, dla przekonania się, czy dobrze zamknięte. Robił to wszystko z pośpiechem, bo mu pilno było do córki. Idąc do niéj, miał twarz mocno zafrasowaną i głęboko zamyśloną. Nawet uśmiech córki, z jakim powitała go wchodzącego, nie zdołał spędzić chmury, co się rozsiadła na jego czole.
— No, cóż? lepiej ci? — spytał, siadając obok niéj.
— Już mi teraz bardzo dobrze. Ale mało brakło, żebyś mnie był zgniótł, jak kurczę, w rękach! — mówiła z łagodnym uśmiechem. — Czemuż ty taki zły byłeś? Ja cię jeszcze nigdy takim nie widziałam. Bałeś się, że ci zabiorę te skarby, coś tak starannie chował przede mną. Powiedz mi, ojcze, zkąd one się tam wzięły?
Żyd niespokojnie poruszył się na stołku, spojrzał na Surę, która, milcząc, stała w kącie i patrzała mu w twarz, jak pies, czekający na skinienie swego pana. Porozumieli się spojrzeniem, i Sura wysunęła