Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z alkierza. Córka powtórzyła ojcu ostatnie pytanie, domagając się z dziecinném naprzykrzaniem odpowiedzi. Żyd zdawał się wahać i namyślać.
— Powiedz mi najprzód, zkąd ty się tam wzięłaś? Jak tam trafiłaś? Wszak już spałaś, kiedym odszedł od ciebie.
Amelka z całą szczerością opowiedziała, w jaki sposób odszukała ojca w piwnicy. Opowiadanie to uspokoiło go trochę.
— No, a teraz na ciebie koléj — rzekła, sadowiąc się obok niego i patrząc mu z dziecinną ciekawością w oczy. — Zkąd ty przyszedłeś do tych skarbów? Widziałam jakieś drogie materye, srebrne tace, kubki misternéj roboty, gdy im się przyglądałeś przy świetle i ocierałeś rękawem z pleśni. Zkąd się to wszystko u nas wzięło? Czy to wszystko twoje? nasze?
Zarzucała go pytaniami; żyd nie wiedział, na co piérwéj odpowiadać i widocznie ważył w myślach to, co miał powiedziéć. Po chwili odezwał się:
— Widzisz, to są wszystko rzeczy zastawione. Kiedy się ożeniłem z twoją matką, nie wiedząc, do czego się wziąć, zaczęliśmy pożyczać na fanty. Poszczęściło się nam i zebraliśmy gruby grosz z tego. Wszedłem potém w spółkę z bogatszymi, i już braliśmy większe zastawy, nieraz na parę tysięcy reńskich. A choć późniéj wziąłem się do handlu zbożem, nie porzuciłem jednak tego zyskownego interesu. Więc, uważasz, te kosztowności, coś widziała