Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

panu. Teraz właśnie robotnicy wszyscy tam poszli. A ty, ojcze, nic pójdziesz z nimi?
— Nie; jestem trochę niezdrów; zostanę w domu.
— Dziś w wieczór właściciel wyprawia nam ucztę na cześć syna. Przed domem jego zastawiono już stoły i ubrano ganek w girlandy. Powiadają, że stary pan przygotowuje robotnikom jakąś niespodziankę.
— Będzie on miał niespodziankę! — pomyślał sobie mruk i odsunął się od okna, niekontent ze śpiewów i wesołości, która dolatywała z ulicy do jego uszu.
Całe rano nie wychodził z mieszkania. Po obiedzie wyprawił córkę z domu, która chętnie przyjęła ten rozkaz, bo właśnie miała prosić ojca o pozwolenie wyjścia. Po jej oddaleniu, niektórzy robotnicy poczęli schodzić się do mieszkania mruka, i tam zamknąwszy się, naradzali się i coś knuli. Uradzono, że wieczorem, podczas uczty, kilku wystąpi z żądaniami podwyższenia płacy; a gdy stary Schmidt odmówi, czego byli pewni, wtedy zbuntują rozochoconych robotników i rzucą się na właścicieli.
— Ty będziesz z nami? — spytał mruka jeden z robotników.
— Nie, ja nie mogę. Zostanę na uboczu, ale wam pomogę lepiej, niż gdybym był z wami.