Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest, со go otaczało. Amazonka, wszedłszy, pobiegła ku baronowi, podała mu twarz do pocałunku, potem, skinąwszy lekko towarzystwu, rzuciła się na kanapę.
— Wody z sokiem! — rzekła do lokaja. — Ach, jestem zmęczona, zachwycona i rozciekawiona.
— O! — rzekł baron, patrząc na nią z zajęciem — tyle uczuć naraz!
— Mam państwu coś bardzo pięknego opowiedzieć.
— Posłuchamy chętnie. Tymczasem pozwól sobie przedstawić. Pan... jak się nazywa... Szmitowski, wszak tak? kolega Jerzego.
Na chwilę zatrzymała trzpiotka na przedstawionym swoje czarne oczy, skinęła główką i mówiła dalej:
— Tobie się to bardzo podobać będzie, wuju, a! i panu Maurycemu. Ty będziesz podziwiać, a pan Maurycy to opisze w poemacie. Dobrze?
— Z wielu łokci ma być poemat? — spytał Maurycy.
— Pan drwisz, a ja mówię na seryo. Opowiem bowiem państwu jeden czyn bardzo piękny, pełen poświęcenia, który się wydarzył w okolicy.
— W okolicy? — spytał baron. — Tu, czyn jaki bohaterski, a to ciekawe! I gdzież się to stało?
— W fabryce Schmidta.