Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Będę jeszcze probował.
W téj chwili zabrzęczał dzwonek na stacyi.
— To sygnał? — spytał Schmidt, a oczy zajaśniały mu radością.
— Tak — odrzekł naczelnik — pociąg wyszedł z ostatniéj stacyi.
— I będzie tu jak prędko? — Za dziesięć minut.
— To dobrze, to bardzo dobrze. Za dziesięć minut zobaczę go. Musiał się bardzo odmienić, zmężniéć. Gdym go wyprawiał z domu, miał dopiero lat czternaście. Dziś ma już dwadzieścia széść. To odmienia człowieka. Ciekawy jestem, czy mnie téż pozna?
Po ostatniém zapytaniu, stary Schmidt zamyślił się; myśli musiały być przyjemne, bo uśmiechał się do nich. Wtém zbliżył się dozorca kolejowy i wręczył mu telegram.
— Do mnie? — spytał Schmidt i pobladł.
— Tak.
Drżącemi rękoma rozerwał pośpiesznie kopertę i rozwinął papier.
— A... to od mego wspólnika! — rzekł, odetchnąwszy. — Nalega o śpieszną dostawę cynku. Pisze, że z zamówieniami rady sobie dać nie może, i radzi przyjąć więcéj robotników... To niepodobna... Gdzież ich pomieszczę? Trudno ludzi, jak bydło, trzymać w kupie. A przytém... do cze-