Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lała fantazyą na pomysły najoryginalniejsze i najrozmaitsze. Park był od gościńca odgrodzony wysokim wałem, na którym w kilku miejscach przybito na słupach tablice, zakazujące przekraczania wału i chodzenia po parku pod najsurowszą karą. Dozorcy gajowi ściśle przestrzegali tego zakazu, i niejeden z robotników Schmidta, który dla odpoczynku po pracy i odetchnienia balsamiczném powietrzem wśród ciemnych drzew, zakradł się do parku, ciężko za tę chwilową rozkosz odpokutował. To też każdy omijał z przestrachem czarne tablice; ale zato przy każdéj nadarzonéj sposobności, z przyjemnością psuł i niszczył, co się dało.
Wrogie usposobienie starego Schmidta udzielało się czeladzi. To też nieraz zapuszczano ogień w suche mchy lasu; niejedno stare, wysokie drzewo, podpiłowane ukradkiem, upadało w nocy z łoskotem. Baron wyznaczał grube nagrody za pochwycenie sprawców, co się nieraz udawało. Przychodziło przy téj sposobności często do zajść krwawych. I tak, raz gajowy postrzelił jednego z takich szkodników, nie mogąc go dogonić i pochwycić w inny sposób. Rannego, związanego, odesłano potém do sądu. W kilka dni jednak znaleziono owego gajowego powieszonego w parku. Sądowe śledztwo nie mogło wykryć, czy to było