Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
V.

W kilka dni potem, Adolf w sekrecie przed ojcem wybrał się z wizytą do Jerzego.
Zaledwie minął slupy graniczne, które, groźnie patrząc na siebie z dwóch stron rowu, stały na straży posiadłości Schmidta i barona — uczuł zaraz, że się znajduje w odmiennej atmosferze. Wszystko, począwszy od herbownego znaku na tablicy, tchnęło pańską dumą, imponowało wspaniałością i gustem; wszędzie czuć było wszechwładny wpływ człowieka, który poprawiał i naginał naturę podług swoich upodobań i artystycznych fantazyi; wszędzie oko spotykało pełno niespodzianek, umiejętną stworzonych ręką. Skierowano bieg strumyka i rzucono go kaskadą po-nad sztucznie utworzoną grotą; wśród ciemnych ścian świerkowego lasu zrobiono miejsce słońcu i szerokiej polanie, na której stał modrzewiowy szałas w szwajcarskim guście; gdzieindziej znowu, po-nad gęstem sklepieniem liści, wznosiły się gotyckie wieżyczki jakiejś minki, osłoniętej bluszczem; to znowu wabiły miłym chłodem tajemnicze, ciemne aleje, ginące wśród klombów drzew, prześlicznie ugrupowanych.
W całem urządzeniu parku było wiele smaku i fantazyi; obawa jednostajności i znużenia wysi-