Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

morderstwo, czy samobójstwo; mimo tego, wielkie poderzenie ciężyło o to na osadzie fabrycznéj.
Szczegółów tych dowiedział się Addolf od furmana, który także, jak z opowiadania można było wnosić, nie należał do przychylnych baronowi.
Adolf, słuchając jego opowiadania, z goryczą myślał o tém, że te obszerne lasy, w których tysiące spracowanych ludzi mogło-by znaléźć zdrowe powietrze i przyjemność, służą tylko dla wygody zaledwie kilku próżniaków. To go oburzało i zgadzał się w myśli z planem ojca, że, bądź-co-bądź, barona trzeba będzie zmusić do odstąpienia téj majętności. Układał sobie już w głowie, jak dla robotników, wędzących się po całych dniach w dymie i w pyle fabrycznym, stworzy tutaj oazę spoczynku i wytchnienia, jak urządzi dla nich po tych cienistych lasach spacery, restauracye, szpital dla chorych, mieszkania dla kalek i starców, ogródki dla dzieci, i mnóztwo innych projektów.
Jadąc daléj, Adolf zauważył, że pewna część parku, po lewéj stronie gościńca, otoczona była żelaznemi sztachetami. Las w tém miejscu przemieniał się w powabny ogród, urządzony zbytkownie. Przez młode świerki i przezroczyste modrzewie, które szły wzdłuż sztachet, przeglądały klomby kwiatów, altany na wzgórkach i niebieskie zwierciadło stawu. Wejście do téj części parku stanowiła brama, misternego rysunku. Przez bramę