Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wziął pod rękę Adolfa i wyszedł z nim na ogród.
Cała ta scena, choć w niéj zachował się z dumną powagą i spokojnie się trzymał, podziałała silnie na niego. Był cały wzburzony i drżący. Potrzebował jakiegoś czasu, aby się uspokoił. Wtedy przystanął, wziął za rękę Adolfa, który dotąd w milczeniu szedł obok niego i nie wiedział co mówić, i rzekł:
— Panie Adolfie! Dziękuję ci, żeś się ujął za honor mego domu. Znalazłeś się godnie i zacnie. Przekonałeś mnie pan, że cyrkiel i cyfry nie wypędzają z duszy człowieka szlachetnych uczuć, że łoskot machin nie zagłusza głosu sumienia i fabrykant może miéć więcéj poezyi w duszy, niż ci, co się głoszą jéj kapłanami. Przebacz mi, że cię tak dotkliwie obraziłem; nie poznałem się na tobie. Teraz żałuję tego, mocno żałuję, i będę chciał naprawić krzywdę. Chciałem dziś jeszcze to zrobić; ale dziś jestem zbyt wzburzony, zirytowany tą sceną z tym... tym...
Nie chciał wypowiedzieć imienia Maurycego, takie obrzydzenie mu to sprawiało.
— Tak odpłacił się Jerzemu za przyjaźń, jaką mu ten okazywał. To nieuczciwie, nieszlachetnie!
— Panie baronie, bywają chwile słabości, zapomnienia. A on był słabszym może, niż inni.