Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Adolfowi, tem więcej drażnił go mentorskim tonem, jaki przybrał wobec niego.
— Nie jestem żakiem — rzekł ostro — abym słuchał kazań i morałów pańskich. Jeżeli chcesz stanąć w obronie praw męża, oznacz pan czas i miejsce, a stawię się. Teraz nie mamy co więcej ze sobą mówić. Żegnam.
— Więc jedynie pojedynek ma rozstrzygać? — spytał Adolf.
— Tak. Jest to jedyny punkt wyjścia dla nas obu.
— Więc dobrze, niech pojedynek rozstrzyga — odezwał się, ale nie Adolf, tylko jakiś głos inny od drzwi wchodowych.
Adolf i Maurycy zwrócili się w tę stronę i zobaczyli kogoś, wchodzącego do altany.
— Kto tu? — spytał Maurycy.
— To ja, baron.
Maurycy zmieszał się i zadrżał.
— Przychodzę — mówił baron dalej — dać panu satysfakcyą. Pan Adolf jest obcym w tej sprawie, ale ranie, jako ojcu, należy się upomnieć o honor córki. Jeżeli nic innego nie zdoła pana usunąć. z tego domu, w takim razie służę panu. Jeżeli zabijesz ojca, będzie ci wolno bezkarnie hańbić córkę. A teraz żegnam. Panie Adolfie, proszę z sobą.