Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wygięty z chińska daszek. Galeryjka była gęsto osłonięta dzikiém winem i bluszczami, i miała cztery ławeczki, zkąd piękny otwierał się widok na cztery strony ogrodu.
Na tę galeryjkę schronił się teraz Adolf, by tam przeczekać, aż ów mężczyzna, idący aleją, minie go. Potém chciał wrócić na dawne stanowisko.
Ale mężczyzna ów, zamiast ku pałacowi, szedł prosto ku altanie. Adolf słyszał, jak wstępował po skrzypiących schodkach do wnętrza i tam zatrzymał się.
Adolfowi niepodobna było ruszyć się ze swego ukrycia, by szelestem kroków nie zdradził się przed znajdującym się w altanie mężczyzną. Miał nadzieję, że wnet odejdzie. Ale długi czas minął, a mężczyzna ów nie wychodził.
Był to, jak wiemy, Maurycy, który oczekiwał przybycia Ireny.
Ireny jednak widać nie było. Zatrzymał ją Jerzy, który w chwili, gdy po długiéj walce ze sobą zdecydowała się iść do altany, wszedł do jéj mieszkania. Troskliwość o jéj zdrowie sprowadziła go tam, dowiedział się bowiem od służącego, że jest słabą. Zdziwił się, zastawszy ją ubraną i wychodzącą. Spotkali się właśnie we drzwiach. Widok męża w téj chwili dla Ireny był tak niespodziewany, że się cofnęła z przestrachem i zbladła.