Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rękę i trzymał dość długo. Serce Ireny było wtedy na torturach. Obawa, by Jerzy nie zauważył,, że coś ukrywa w ręce, ciągle ją niepokoiła. Dopiero po jego odejściu odetchnęła swobodniej. Nie miała jednak odwagi przeczytać kartki; bała się jej treści.
Wreszcie zdecydowała się otworzyć i przeczytać. Na kartce stało: „jutro wieczorem o dziewiątej w chińskiej altanie. Zaklinam, przyjdź“.
Irena w pierwszej chwili gwałtownym ruchem odrzuciła kartkę i rzekła pośpiesznie:
— Nie, nie, nie... nigdy!
Po chwili jednak osłabło i zmiękło to silne postanowienie, gdy pomyślała, że już nigdy, nigdy nie zejdą się więcej w życiu. Odmawiać Maurycemu zadosyćuczynienia tej jednej, skromnej prośbie, wydawało jej się zbyt wielkiem okrucieństwem.
— Czyż nie znajdę — mówiła sobie — dość siły, aby w tej krótkiej chwili zapanować nad sobą i nie zapomnieć się?
Obawa wydawała się jej niegodną i ubliżała jej dumie. A przytem litość nad Maurycym silnie także przemawiała ze swej strony. Nie miała odwagi rozłączyć się z nim, nie powiedziawszy słowa pociechy, nie wytłómaczywszy mu powodów swego postępowania w dniach ostatnich. Postanowiła więc być jutro w chińskiej altanie.