Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ron, rozciekawiony, zostawił przy córce Salusię, a sam poszedł do izdebki, w której leżał Jakób.
Ku wielkiemu zdumieniu Zofii i Salusi, bawił tam przeszło pół godziny. Potem wyszedł na chwile tylko, by zawołać Mateusza, i z nim wrócił do mieszkania Jakóba. Znowu upłynęło dobre pół godziny, zanim wyszedł ztamtąd. Był dziwnie wzruszony i pogłądał na Zofią od czasu do czasu tak badawczo, że zmieszała się tym wzrokiem jego i spytała, dlaczego jej się tak przypatruje?..
— Czy ci co powiedziano o mnie?..
— Nie, nie, moje dziecko... Nie bój się...
To mówiąc, przytulił ją do piersi i pocałował tak serdecznie, czułe, gorąco, że Zofia, skłonna do rozrzewnienia, rozpłakała się. Nigdy jeszcze baron tak silnie nie okazał jej swego przywiązania.
Gdy wsiadł do powozu baron, kazał także Mateuszowi usiąść na koźle i zabrał go z sobą do pałacu.
Kiedy wrócili do domu, kazał przywołać do siebie zaraz ogrodnika i polecił mu, aby drzwi do lochu pod kaplicą oczyścił z ziemi i trawy i otworzył. Ogrodnika niepomału zdziwił ten rozkaz i spodziewał się, że mu baron objaśni powód odgrzebywania lochu, ale baron poprzestał na tem:
— Skoro drzwi otworzysz, dasz mi znać. Rozumiesz?..
Ogrodnik się skłonił z uszanowaniem.