Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czas zaślubin siostrzenicy barona. Wtedy pora zdawała mu się najstosowniejszą do odkrycia przed baronem, że dziecko, które on uważał za córkę siostry, było podrzutkiem, jego własną córką. Cieszył się, myśląc o tej chwili, i wyczekiwał wytrwale.
Tymczasem stało się, że to, co miało zgubić Zofią, mogło teraz pomódz do jej szczęścia. Mruk ani przypuszczał, że tą tajemnicą spłaci kiedyś dług wdzięczności baronównie i Schmidtom za te dobrodziejstwa, których od nich doznawał. Nie przypuszczał nigdy, że z tego szkaradnego łopuchu, co urósł na złym gruncie jego duszy, taki kwiat wystrzeli; skruszony i poprawiony, chciał tajemnicę tę ponieść do grobu ze sobą... by nie szkodzić opiekunce swojej, gdy na raz z opowiadania córki przekonał się, że tą tajemnicą będzie jej mógł właśnie pomódz.
Dlatego tak pragnął widzieć się z baronem i powiedzieć mu wszystko. Córka nie mogła wiedzieć, co ojcu na tem widzeniu się zależało; jednak z natarczywości, z jaką domagał się tego, domyśliła się, że tu o coś ważnego chodzi, a że to tyczyć się miało jej „złotej panienki“, więc zdobyła się na śmiałość, że poszła sama do barona i prosiła go, by wstąpił do jej ojca.
Baron zdziwił się tem żądaniem i zbył ją obojętnie; ale dziewczyna tak gorąco prosiła, że tu idzie o rzecz, która barona mocno obchodzi, iż, ba-