Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okienko, którędy do lochu grobowego wchodziło światło. Czas i kurz zmatowały szyby jego i zrobiły je nieprzejrzystemi; ramy również zardzewiały mocno i Mateusz długo się namęczył, zanim mu się udało oderwać okno. Przez ten otwór spuścił na sznurze trumienkę, a raczéj szkatułkę z ciałkiem do lochu, odmówił klęczący „wieczne odpoczywanie“ i zamknął znowu okno.
Jakób podsunął się chyłkiem pod kaplicę i, stojąc z boku, podpatrzył go w téj robocie.
W taki sposób przyszedł do posiadania tajemnicy pałacowéj. Zachował ją sobie, jako broń przeciw baronowi do którego czuł nienawiść za uwiedzenie dziewczyny, którą kochał, i przeciw Schmidtom. Nie zdawał sobie nigdy sprawy dokładnie z tego, w jaki sposób się zemści; może, gdyby był lepiéj rozważył, zastanowił się nad tem, był-by przyszedł do przekonania, że odkrycie téj tajemnicy jedynie barona dumę mogło-by zranić, ale nigdy Schmidtom szkody przynieść nie mogło. Ale, zaślepiony zemstą, nie widział tego i ważność tajemnicy w głowie jego rosła z latami. Zdawało mu się, że posiada w niéj coś tak wielkiego, co zgruchoce na miazgę barona i przerazi Schmidtów. Dlatego chował tajemnicę, jak skarb wielki, i czasem tylko pogróżkami zdradzał się z nią przed córką, ale tak niewyraźnie, że się niczego domyślić nie mogła. Wyjawienie tajemnicy chował na