Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Schmidt? — spytał z naciskiem Mruk.
— Tak, Schmidt...
— Więc to jego kocha panienka?..
— I bardzo go kocha!..
— I nie chcą mu jćj dać, że ona wielkiego rodu?..
— Tak!..
— A gdyby była niższego urodzenia, toby się mogła wydać za niego?..
— To się wie... Ani chwilki by nie czekała... Ale cóż, kiedy jej tak padło być wielką panią; tu musi cierpieć, choćby przyszło umrzeć... Dziwni to ludzie, ci państwo...
Mruk nie słuchał córki. Głowa jego widocznie pracowała nad jakimś planem. W twarzy widać było silne wzruszenie i radość, której powodu cór ka nie rozumiała.
— To dziwna rzecz... — mówił do siebie stary półgłosem. — To, czem chciałem szkodzić ludziom, dziś się na pożytek obróci... Dziwna to moc Bozka. I ja, mizerny robak, mogę jeszcze coś zrobić na świecie.
Potem, zwracając się nagle do córki, rzeki:
— Salusiu! Ja muszę mówić z baronem... Mu szę koniecznie...
Salusia wpatrzyła na niego swe jasne oczy; bała się, czy przypadkiem stary nie mówi w go-