Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jakie. Zdawało się, że mu oczy na wierzch wyjdą, a usta miał szeroko otwarte z podziwu i zagapienia.
— Więc to ona?.. — spytał jakby sam siebie. — Ależ to biedactwo wynędzniałe, chore, jakby się do trumny położyć miała...
Zwrócił się do córki i spytał:
— Co jéj jest?..
— Panienka się martwi i z tego poszła cała choroba...
— A dlaczego się martwi? Czy jéj kto krzywdę robi?..
— Zakochała się biedaczka.. Prawdęście tatusiu powiedzieli, że jéj kochanie nieszczęście przyniesie...
— Nie o takiém ja nieszczęściu myślałem... Ale czemuż kochanie ją martwi?.. Czy ją porzucił ten jéj?..
— To nie, ale baron nie pozwala...
— A tak się zdawał dla niej dobrym, gdy ją prowadził.
— Dobry-ć on jest zawsze dla niéj; ale pozwolić nie może, bo to widzicie, tatusiu... baronówna to wielkie państwo; a taka za byłe kogo iść nie może, żeby despektu familii nie zrobić... Nasz panicz jest anioł nie człowiek, ale zawsze nie pan...
— Co za panicz?..
— No, pan Adolf...