Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lew w parku. Woda poznosiła i porwała mostki, rozrzuciła sztuczne groty, zamuliła ścieżki i gazony; gotycką minkę podminowała tak, że się zapadła w kilku miejscach.
Ze ściśniętem sercem słuchał baron tych relacyi, nienawiść i oburzenie przeciw Adolfowi rosły w nim.
— Odpowie mi za to... — rzekł, uderzając o stół.
— Ciężko mi to odpokutuje!..
Pogróżka była nie na wiatr rzucona. Baron bowiem chciał na drodze sądowej poszukiwać swej krzywdy i dopomnieć się o ukaranie winnego. W tym celu kazał rządcy porozumieć się z adwokatem i wygotować pozew.
Rządca, trafiając w myśl barona, wystosował sążnisty pozew, przesadzając w nim całą sprawę i powiększając szkody, zrządzone przez wylew. Przesada była tak widoczną, że baron sam uznał za stosowne porobić niektóre zmiany i kazał jeszcze raz pozew przepisać. Prawość jego nie pozwalała na kłamstwo, chciał być surowym, ale nie umiał być niesprawiedliwym.
— Nie potrzeba nam — rzekł do rządcy — udawać się do wybiegów, gdy mamy słuszność za sobą... Czyn tego fabrykanta sam go potępia; jest on dość szkaradny, by go jeszcze powiększać. Opisz pan tak, jak było...
Rządca, niekontent, że nie oceniono jego gor-