Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pewne płomieniem, co był objął już drzwi i okna, w przestrachu schroniła się do piwnicy. Ogień musiał ją tam prędko dosięgnąć, bo wraz z rękoma nieszczęśliwéj kłęby dymu tłoczyły się już przez kratę. Maszynista widział, że na wykonanie jego zamiaru już za późno. O ratowaniu dziewczyny nikt nie myślał nawet, bo się to wydawało niepodobném.
Wtém zjawił się Adolf. Na krzyk dziewczyny porwał od stojącego przy nim robotnika kilof i pobiegł bez namysłu do okienka, wołając innych za sobą. Napróżno ludzie, obok stojący, ostrzegali go krzykiem o niebezpieczeństwie — nie zważał na to, i kilofem począł rąbać mur koło okienka, chcąc pomódz dziewczynie do wydostania się z lochu. Ten czyn szalonéj odwagi i poświęcenia obudził szmer podziwu w patrzących.
Pytano, kto to taki? — gdyż robotnicy nie znali go jeszcze. Furman, który przypadkiem nadszedł, objaśnił ich, że to syn dziedzica. To dodało wielu odwagi. Jaki-taki pomyślał sobie, że śmiało może narazić swoje mizerne życie, jeżeli syn bogatego właściciela tak ryzykownie naraża swoje. Rzucono się więc z kilofami na pomoc, odrąbano mur kolo kraty, i nietylko udało się uratować dziewczynę, ale nawet zdołano zasypać loch i wstrzymać pożar u drzwi piwnicy. Adolf wyszedł bez szwanku z niebezpieczeństwa, tylko upa-