Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niedbale list w rękę. Ale i na nim, równie jak na Jerzym, szczery i serdeczny ton listu dobre zrobił wrażenie. Nie wygadał się z tém wprawdzie; ale z twarzy jego wyczytać można było, że list go zadawalniał i schlebiał jego próżności.
Po obiedzie Jerzy wstał i poszedł odpisać Adolfowi. Baron zajął się czytaniem gazet, a Maurycy z Ireną przeszli pod okno. Nikt nie zwracał uwagi na Zofią, — było to szczęściem dla niéj; każdy bowiem łatwo mógł-by był wyczytać z mieniącéj się co chwila jéj twarzy, jak silne wrażenie zrobiła na niéj wiadomość o odjeździe Adolfa. Czas jakiś siedziała odurzona, przybita tą wiadomością. Potém nagle zerwała się i, wyszedłszy na ganek, kazała siodłać Stellę. Wróciła do pokoju po szpicrutę i kapelusz.
— A to gdzie? — spytał baron, zdziwiony tą wycieczką Zofii o tak niezwykłéj porze.
— Przejadę się konno...
— Teraz, po obiedzie, na taki upał?
— Nie zaszkodzi mi wcale... potrzebuję się przejechać. Mam ból głowy...
— Ależ nie bądź dzieckiem. Zaczekaj, aż ochłodnie, pojedziemy razem...
— Czyż mi nawet przejechać się nie wolno?.. — spytała niecierpliwie zadąsana.
Baron spojrzał na nią; nigdy jeszcze tak gwał-