Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z niezadowolnienia i zafrasowania. — Ona się kocha w tobie, prawda?..
— Był-bym zarozumiałym, gdybym przypuszczał coś podobnego... — odrzekł pośpiesznie.
— A więc ty się w niéj kochasz?.. co?..
Adolf milczał.
Twarz starego Schmidta obciągnęła się chmurami, czoło pogięło się w nierówne doły i cienie.
— I nic mi nie mówiłeś o tém... to źle... byłeś nieszczery ze mną...
Znowu zatrzymał się chwilę, czekając, co syn powie na swoję obronę. Ale ten milczał uparcie.
— Ha, rób, jak ci się zdaje lepiéj... Radziłem ci szczerze, ale narzucać woli mojéj nie mam prawa. Żebyś tego kiedy nie żałował...
— O cóż się boisz ojcze?.. Wszak wiesz, że odjeżdżam...
W głosie jego był beznadziejny smutek, bolesna rezygnacya. Stary spojrzał ze współczuciem na syna i rzekł, kładąc mu rękę na ramieniu:
— Dzielny z ciebie chłopiec. Daruj mi, że cię posądziłem o słabość... Tak, odjedziesz ztąd, to będzie najlepiéj. Wierz mi, że ci ludzie nie umieli-by ocenić takiego, jak ty, człowieka. Oni nie warci ciebie.
— Nie ubliżaj im, ojcze, przez wzgląd na mnie. Ci ludzie mają wiele słabości, ale to nieźli ludzie. A ona... gdybyś ją znał, ojcze, jak ja ją pozna-