Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

То przekonanie rozkoszą rozpierało jej piersi, tamowało oddech, odurzało głowę. Czuła się szczęśliwą, jak nigdy przedtem, bo uwolnienie Jakóba mówiło jej, że Adolf pamiętał o jej prośbie, że ona coś przecież znaczy u niego... To przeświadczenie robiło ją dumną i szczęśliwą.
Długiego potrzeba było czasu, zanim Zofia mogła ochłonąć z tego wrażenia i słuchać spokojnie i rozumieć to, co jej Salusia opowiadała. Dziewczyna pokilkakroć powtarzać musiała, że jej ojciec zachorował nagle w drodze i stracił przytomność, że Mateusz wzbraniał się go przyjąć bez wiedzy panienki, i dopiero siostra Klara na swoje odpowiedzialność kazała go zanieść do pokoju niebieskiego w ochronce.
Zofia pochwaliła postępowanie zakonnicy, posłała natychmiast po doktora do miasta, poleciła w liście do siostry Klary chorego jej opiece i troskliwości i sama obiecała Salusi odwiedzić ją w ochronce, skoro tylko sposobny czas znajdzie.
Po odejściu Salusi, Zofia znowu wróciła do tego czarownego słowa; uwolnił go... i poczęła snuć z tego wątka długie, tęczowe pasma marzeń. Ale barwy tych marzeń były już nie tak jasne i żywe, jak przedtem; do radości przymieszał się ciemny kolor jakiejś tęsknoty, smutku nieokreślonego, którzy coraz wyrazistsze przybierał rysy. Były to rysy barona. Postać ta ciemno zarysowała się na ja-