Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

licy domu, czy nie spotkali się gdzie z uciekającym, lub czy nie domyślają się, kto mógł mu pomódz do ucieczki. Wszyscy mniej więcéj powtórzyli to samo, co już przedtém powiedzieli Schmidtowi staremu. Tylko jedna kobieta, która niewolana przyszła, dała wyraźniejsze objaśnienia, że Jakób z córką musieli uciekać w stronę parku. Adolfa to objaśnienie zmieszało i spytał kobiety zkąd wie o tém.
Zamiast odpowiedzi, podała mu sznurek niebieskich korali, w połowie już rozsypanych, z medalionem. Adolf poznał medalion z fotografią; téj nocy widział go na szyi Salusi. Czas jakiś przypatrywał się fotografii; twarzyczka Zofii zdawała się uśmiechać do niego i dziękować mu.
— Gdzie znalazłaś te korale? — spytał po chwili robotnicy — i kiedy?
— Przed chwilą, panocku; — odpowiedziała zagadnięta — gdym szła na robotę koło dołów studziennych, zda mi się spojrzéć na bok, a tu korale Salusi. Do razum je poznała.
— Tak, to Salki korale — powtórzyli inni.
Adolf oddalił ludzi, a korale zatrzymał u siebie, niby dla dalszego dochodzenia. Tego samego dnia wieczorem widziano go, idącego w stronę parku. Szedł powolnym krokiem, z głową spuszczoną ku ziemi. Ci, co go widzieli, byli przekonani, że szuka śladów złoczyńcy. Adolfowi to jednak ani