Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z rozkrzyżowanemi rękoma. Adolf, zeskoczywszy na ziemię, zbliżył się ku niemu ze świecą, oderznął postronek, który mu jeszcze szyję obciskał, i począł macać puls. Pulsu się już nie domacał; ale ciało było jeszcze cieple. Adolf nie tracił nadziei, że uratuje wisielca.
I rzeczywiście, po kilku pryśnięciach wodą na twarz jego, dał znaki życia; długiego jednak czasu było potrzeba, zanim Mruk przyszedł do siebie zupełnie i mógł oczy otworzyć.
Spojrzenie jego padło najprzód na Adolfa; zdziwił się i przestraszył; potem obejrzał się wokoło, opamiętywując się i przypominając, gdzie się znajduje? i znowu obróciwszy wytrzeszczone oczy z ponurym wyrazem na swego wybawcę, mruknął szorstko, chrapliwie:
— Więc nawet umrzeć spokojnie mi nie dacie?...
— I ty to nazywasz spokojną śmiercią? — spytał Adolf, patrząc na Mruka pogardliwie, z odrazą.
— Przecież wolę taką śmierć, niż gnić w kryminale.
— A cóż z córką się stanie? — odezwał się znowu Adolf, wskazując na śpiącą dziewczynę i oświecając ją.
Stary spojrzał w tę stronę; ospowata i ciemna twarz jego chwilowo rozmiękła rozrzewnie-