Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwuznaczne, ironiczne spójrzenie, jakie miał na nią zwrócone od czasu, gdy stanęła w obronie Adolfa, obrażało ją i gniewało.
Maurycy odchodzącą odprowadził do drzwi tem samem spojrzeniem, a gdy wyszła, zwrócił się do Ireny i rzekł:
— Zdaje mi się, że się nie omyliłem, posądzając Zosię o zbytnią sympatyą dla tego pana Adolfa.
— Jakto, pan przypuszczasz? — spytała zgorszona Irena.
— U panienek w tym wieku wszystkiego spodziewać się można. Serce jest w tym wieku niesłychanie demokratyczne.
— Aaa!
W tym wykrzykniku była duma, niedowierzanie, oburzenie. Irena ani na chwilę nie mogła się zgodzić na przypuszczenie Maurycego. Sądziła po sobie. Jej serce nie miało nigdy podobnie gminnych zachceń.
— Pod tym względem odmawiam panu znajomości serc naszych — rzekła, zwracając na Maurycego powłóczyste, przeciągłe spojrzenie. — Sądziłam, że pan znasz nas lepiej.
— Pani sądzisz po sobie. Niekażda jednak kobieta w tej sferze ma gust tak wybredny, duszę tak na wskroś arystokratyczną, jak pani. Mało jest kobiet, które-by tak czysto,nieskalanie,