Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wątpię, żeby działał tak na wiatr. Musiał mieć pewne dane. Czy byłeś mu co winien?
— Ja? — spytał baron z dumą. — Jemu? Nigdy
— To dziwne. To była więc napaść szaleńca.
Baron przyświadczył zięciowi. Nie mógł uważać inaczej kroku fabrykanta. Jednak, po chwilowym namyśle, gdy spokojniej zaczął tę rzecz rozważać, przyszedł do wniosku, że stary Schmidt, grożąc mu wywłaszczeniem, musiał mieć jakieś podstawy, choćby pozorne, do tego.
Baron nie znał stanu swoich interesów; wszystko było w rękach rządzcy. Wiedział jednak tyle, że majątek jego był zadłużony, że często dosyć podpisywał wexle jakieś. Nie przypuszczał jednak nigdy, aby to podkopać miało jego exystencyą. Miał zbyt wielkie wyobrażenie o swoim majątku, by mógł przypuścić, że się kiedy wyczerpać może. Słowo o wywłaszczeniu, rzucone z taką śmiałością przez Schmidta, zaniepokoiło go teraz trochę, zachwiało jego wiarę przynajmniej o tyle, iż kazało mu przypuszczać, że interesa jego muszą stać niezbyt świetnie, skoro Schmidt mógł mu grozić czemś podobnem.
Dla usunięcia tych wątpliwości, baron kazał zawołać rządzcy i udał się do swego gabinetu.
Zofia również wyszła z salonu, nie chcąc dłużej zostawać w towarzystwie Maurycego,którego