Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przechowały w swéj duszy pojęcia zacności rodu. Jestem pewny, że gdybyś pani była Galateą, nie ruszyła-byś się z piedestału na głos Pigmaliona dlatego tylko, że Pigmalion był człowiekiem z gminu.
— Czy to pan liczysz do wad, czy do zalet—spytała, ogarniając go majestatyczném spójrzeniem zadowolenia.
— Tylko do zalet. Dlatego wybór takiéj kobiety zaszczyt przynosi.
— Dziękuję ci, Maurycy, za pochwalę dla mnie, — odezwał się Jerzy z drugiego końca pokoju.
Słowa te, jak zimna woda, prysnęły na twarz Maurycego. Mówiąc o wyborze, nie myślał wcale o Jerzym. Dlatego odezwanie się jego niemile go drasnęło. Spójrzał na Irenę; ta odpowiedziała mu oczyma, że go lepiéj zrozumiała. Alabastrowa twarz jéj promieniała zadowolnieniem, jakby światło wewnętrzne przebijało przez nią. Podniosła się z krzesła majestatycznie, posągowo i rzekła:.
— Może przejdziemy się trochę... Podaj mi pan rękę... A ty, Jerzy — dodała, niedbale zwracając się w stronę, gdzie stał mąż — nie pójdziesz z nami?...
— Nie, ja zostanę... Jestem w dobrym nastroju do pieśni Oresta... Owa scena na ganku, która baronowi tyle krwi napsuła, mnie poddała dobrą