Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwanie się, pomiarkował się jednak i, siląc się na spokój, rzekł;
— Nie zapieram się winy i radbym ją naprawić, wynagrodzić, o ile mogę. Dawno-bym to już uczynił, gdybyś się nie był stawiał tak hardo i szedł ze mną na udry.
Schmidt roześmiał się szyderczo.
— Miałem cię może przepraszać jeszcze, panie baronie, za nędzę ojca i hańbę siostry? Miałem przyjąć zapłatę od ciebie, co? Wy sądzicie, że za wszystko można zapłacić, wszystko kupić. Ja biorę pieniądze, bom jak fabrykant; ale nie za taki towar je biorę. Rozumiész, panie baronie. Ofiarowałeś mi kawałek lasu i chciałeś tém skwitować się ze mną, przekreślić rachunek. Interes interesem, panie baronie, ja za las chcę zapłacić gotówką, a moich pretensyi nie sprzedam za tę cenę.
— Cóż więc myślisz zrobić? — spytał baron, prostując się dumnie — czy może bić się ze mną? To było-by zabawne.
— Nie zgadłeś, panie baronie. Ja nie mam życia na pozbycie; umiem je cenić, bo znam jego wartość. Ręka moja umie tylko pracować, zabijać nie umié.
— Więc czegóż chcesz pan? — spytał baron zniecierpliwiony. — Proszę kończyć, zanim się prze-