Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

życiu, za którą się rumienił, którą rad-by był zatrzéć i zapomniéć. Lata w istocie zatarły tych parę ustępów, które obciążały sumienie barona; wrażliwy i ruchliwy umysł jego łatwo zapomniał o tém. Aż naraz, po łatach tyłu, znalazł się człowiek, który przebudził w nim te wspomnienia i odświeżył zatarte głoski szpetnéj tajemnicy. Baron uczuł żal i wstyd i milczał, jak winowajca.
Schmidt pastwił się czas jakiś widokiem tego upokorzenia i znowu ciągnął daléj:
— We wsi najrozmaitsze krążyły pogłoski; wszyscy oskarżali ojca, że zbytnią surowością zgubił córkę. Nie wiadomo, czy ten powód, czy żal za straconém dzieckiem, skłonił kowala, że poszedł do dworu i zapytał dziedzica: co zrobił z jego córką. Pytanie to widocznie dziedzicowi się nie spodobało. Stary nie dobierał wyrazów; pytał po swojemu, zwyczajnie, jak rozżalony ojciec, któremu córkę zhańbiono i zaprzepaszczono. Dziedzic wypędzić go za to kazał. Wypędził go ze dworu, wypędził go z kuźni, która była jego jedyném utrzymaniem. Tak mu zapłacono za córkę. Biedny stary musiał szukać przytuliska na starość. Jego niedoszły zięć dał mu z litości kawał barłogu, żeby miał gdzie skonać.
— Mnie mówiono, że miał bogatego syna. Dla czegóż ten nie wziął go do siebie?
— Bo syn wtedy także był nędzarzem, także