Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, — odrzekła nieśmiało — Salusia była przed chwilą u mnie. Rozpacz téj dziewczyny jest okropną. Obawa o ojca, wstyd przed ludźmi, do szaleństwa ją doprowadzają.
Umilkła znowu, chcąc, by się domyślił, o co go chciała prosić. Czuła całą niestosowność swéj prośby, niepodobieństwo jéj spełnienia i dlatego nie śmiała jéj wypowiedzieć.
Adolf ani się domyślał, że chciała prosić za zbrodniarzem. Sądził, że miała obawy o Salusię.
— Dziewczyna będzie wolną; nawet do śledztwa nie będzie pociąganą. Przekonano się, że o niczém nie wiedziała.
— Tak; ale jéj ojciec będzie skazany. A ona już nikogo nie ma na świecie. Czeka ją straszne sieroctwo. Córka kryminalisty! jakież to okropne przezwisko.
— To prawda, że smutny los.
— Czy nie można-by ocalić ojca od kryminału? — dobyła z siebie z wahaniem tę prośbę.
Adolf spojrzał na nią zdziwiony.
— Pani za nim chcesz prosić? Czy wiész, co to za człowiek? To nie piérwsza jego zbrodnia; poprzedni pożar, to także jego sprawka. Tak się odpłacił za dobrodziejstwa mego ojca.
— Ale ma córkę.
— Nie, pani, to niepodobna. Sumienność nie pozwala, abym...