Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w tej chwili najmniej może myślał o tem, co Jerzy do niego mówił.
— Mówię, że dobrze zrobiłem, biorąc dla moich kompozycyi temat klasyczny.
— Tak. Jednak dla opery, która ma iść na scenę, wolał-bym jaki nowszy temat, efektowniejszy, dramatyczniejszy.
— Mnie się zdaje, że przedmiot tej tragedyi pozostanie zawsze nowym. Odrzuć marmurową tunikę grecką z Klitemnestry, a zobaczysz kobietę wiarołomną dzisiejszych czasów. To się nie zmienia. Akccsorya tylko inne, rzecz zostaje ta sama.
— Jerzy ma słuszność — rzekł baron. — Nie. dawno nawet czytałem w dziennikach francuzkich zupełnie podobny wypadek. Wprawdzie tam Klitemnestra paryzka nie zabiła swego Agamemnona nożem, ale go zabiła moralnie, sprzeniewierzając mu się.
— To znaczy, że kazała mu żyć i patrzeć na swoje hańbę. Klitemnestra była litościwszą — odezwał się Jerzy.
— Syn chciał — mówił dalej baron — aby ojciec nie dowiedział się o tem nigdy, i zabił kochanka swej matki i ją samę. Obecnie sprawa ta poszła przed sądy przysięgłych. Paryżanie z niecierpliwością oczekują ich wyroku.
— Gdybym zasiadał w tych sądach, nie wahał-