Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Adolfa objawiała się w sposób nadzwyczaj skromny i delikatny. Nie dawał wcale uczuwać przewagi swojéj i wyższości; uwagi swoje trafne nie tyle dawał, ile poddawał. To baronowi bardzo się podobało — nie lubił bowiem być nauczanym, ani rządzonym.
— Nareszcie! — rzekł ucieszony, wstając na powitanie gościa. — Sądziliśmy, żeś już zapomniał o nas, albo odjechał z tych stron.
Mówiąc mu „ty“, baron chciał okazać życzliwość i serdeczność. Było to u niego oznaką sympatyi. Tych, których widział obojętnie, tytułował „pan“, lub wyrażał się do nich w trzeciéj osobie.
— Ztęskniliśmy się tu nie na żarty za tobą — mówił daléj, nie czekając na usprawiedliwienie się Adolfa. — Mam do ciebie wiele, bardzo wiele interesów. A i Zosia podobno niecierpliwie czekała na twoje przybycie.
Na to niespodziewanie wymówione imię, Adolf mocno się zarumienił.
— Ale ja — mówił znowu baron — uzurpuję sobie pierwszeństwo i zabieram cię z sobą do ogrodu.
To mówiąc, wziął go pod rękę i zaprowadził w grabową aleję. Tu spotkali przechadzających się Maurycego i Irenę. Oboje sztywno i chłodno przywitali Adolfa. Spojrzenie, jakiém ich obrzucił przy spotkaniu, wydawało im się zbyt śmiałém i na-