Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I to w przeciągu kilku lat. Ludzie deptali tę ziemię, nie domyślając się, jakie skarby kryje w sobie; marli z głodu, gdy mogli zostać bogaczami. Potrzeba było obcych ludzi na to, którzy przemysłem stworzyli dobrobyt i wypędzili nędzę i leniwstwo.
— O ile sobie przypominam, to i ty, ojcze, brałeś w tem udział?
— I to niemały. Te kopalnie były fundamentem mojego majątku. Właśnie bowiem w czasie, kiedy poczęto robić w tych okolicach poszukiwania galmanu, wróciłem z za granicy z małym funduszem, uzbieranym oszczędnością i pracą, i myślałem otworzyć w miasteczku poblizkiem warsztat ślusarski. Tymczasem bawiłem u mego starego ojca, który był kowalem w Zalesiu.
Wtedy żyd karczmarz namówił mnie na kupienie kilku akcyi towarzystwa, zajmującego się exploatacyą galmanu. Kupiłem ośm sztuk po 75 talarów. W krótkim czasie akcye poskoczyły na 120. Rozpoczęto w kilku miejscach kopać i budować fabryki. Interes szedł świetnie; gdy naraz w kopalniach woda się pokazała, która nietylko przerwała, ale uniemożliwiła dalsze roboty. Akcye z każdym dniem spadały przerażająco. Główny jednak powód ich spadku trzymano jakiś czas w sekrecie, a karczmarz, przez którego nabyłem poprzednie akcye, namówił mnie do kupienia jesz-