Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cze kilku, które były jego własnością. Sprzedał mi je wprawdzie bardzo tanio, bo po 60 talarów, ale zawsze było to oszustwo, bo wnet akcye spadły na 40. Zaniechano całkiem kopania, które, z powodu coraz silniéj dobywającéj się wody, było niepodobne, i akcye pozbywano za bezcen.
Byłem zrujnowany. Trzeba było rozstać się z myślą założenia warsztatu, i iść za czeladnika do kolei. Nie rozpaczałem jednakże. Już to taka moja była natura, że skoro mi się jakie nieszczęście przytrafiło, nie upadałem na duchu, ale szukałem sposobów ratunku; a gdy ratunku nie było, mówiłem sobie; co ci zmartwienie pomoże? — Ta perswazya była jak elastyczna sprężyna w méj duszy. Zgięta nieszczęściem, podnosiła się znowu niezłamana i przedsiębiorczo krzątała się na nowo.
Роwoli więc zacząłem znowu w pierze porastać. O akcyach, które bez wartości prawie poniewierały się między ludźmi, zapomniałem całkiem. Nieraz jednak w święta i niedziele, kiedy moi koledzy przepędzali czas wesoło w piwiarniach i kręgielniach, chodziłem ukradkiem w stronę zaniedbanych kopalni, i tam, łażąc po gliniastych dołach i zaglądając w ciemne otwory, wypatrywałem, czy woda nie ustępuje, nie znikła jakim cudem, i rozmyślałem wtedy nad sposobami osuszenia kopalni. Było to marzenie, dzieciństwo; a jednak myśl ta tak uczepiła się méj głowy, że nieraz we śnie zry-