Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przyznał. Słusznie nie cierpiałem tego człowieka. Była to żmija, która milczkiem kąsała mię za moje dobro.
— I cóż z nim myślisz zrobić, ojcze?
— Oddam do sądu, skoro tylko będzie można go przewieźć. Dziś niepodobna. Zbity jest okropnie. Trzeba nawet obawiać się o jego życie. Cały czarny ad razów. Nie chciał-bym, żeby umarł. Potrzebny będzie bardzo do śledztwa. Wygadał się bowiem, że to nie on sam robił. To była formalna zmowa. Kto wie, jak-by się było skończyło, gdybyśmy nie byli uprzedzili niezadowolonych podwyższeniem płacy. Tobie za to muszę podziękować, Adolfie. Zwalniam cię już z procentu, który sobie zastrzegłem z mojego ustępstwa dla ciebie. Wrócił nam się sowicie procent z kapitałem.




XII.

Po powrocie z owéj tajemnéj, nocnéj wycieczki, baronówna dziwnie się zmieniła. Trzpiotowata i lekka przedtém, teraz spoważniała, zamyślała się często. Oprócz innych powodów téj zmiany, był jeden główny. Zofia podczas uroczystości w fabrykach miała sposobność przypatrzyć się z blizka życiu czynnemu, pracowitemu dwóch ludzi, którzy