Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że mnie niezadługo odwiedzisz: będziemy mieli wiele do pogadania...
To powiedziawszy, uścisnął rękę Adolfa i, ukłoniwszy się lekko stojącym obok niego, odszedł ku drzwiom sali, gdzie siedziała jakaś młoda dama w towarzystwie mężczyzny.
— Któż to taki? — spadał Schmidt syna.
— To mój kolega szkolny. Wraca z Włoch, gdzie bawił przez rok cały ze swoją żoną. Mają w tych stronach majątek. Cieszę się z tego sąsiedztwa, bo to niezły człowiek, choć z wybujałą fantazyą i trochę zastarzałemi pojęciami.
Stary Schmidt nie rozpytywał się więcéj o towarzysza podróży swego syna, zbyt zajęty nim samym. Wziął od niego kartkę i poszedł w stronę, gdzie wydawano pakunki, a Adolf z naczelnikiem weszli do restauracyi. Przechodząc koło damy, siedzącéj na ławce przy wejściu do sali, Adolf ukłonił się.
— To wcale piękna kobieta — rzekł do niego naczelnik stacyi, gdy usiedli przy stole.
— To właśnie żona mojego kolegi.
— A ten przy niéj siedzący mężczyzna, to zapewne jéj brat?
— Nie; to niedawna znajomość ich z Medyolanu. Podobno poeta. Jedzie do nich na czas jakiś.
— Ładna kobieta — powtórzył naczelnik sta-