Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

parku, usłyszała z drugiej strony parkanu prześliczny a donośny głos. Rozciekawiona, zbliżyła się de parkanu i przez szpary zobaczyła piękną dziewczynę, biednie ubraną, która, otoczona kilkunaściorgiem dzieci, bawiła się z niemi, śpiewając im różne pieśni, to znowu opowiadając im jakieś historyjki. Baronówna nie namyślała się długo. Nie umiała czekać: to, co jej się podobało, chciała mieć natychmiast. Tak ją przyzwyczajono.
Dziewczyna jej się spodobała; głos jej należał do rzadkich altowych głosów. Zofia więc postanowiła zająć się młodą dziewczyną i zaraz rozpoczęła z nią przez parkan rozmowę, przy której końcu kazała dziewczynie jutro o tym czasie przyjść do bramy parku. Lokaj czekał tam już na nią i zaprowadził do letniego domku.
Baronówna, po bliższej rozmowie, jeszcze bardziej przylgnęła do dziewczyny, gdyż ta okazywała wiele sprytu, a przytem łagodności i uczucia. Baronówna nazwała ją „przytulijką” dla jej serdecznego i lgnącego do ludzi charakteru. Postanowiła zająć się jej losem, i w tym celu wysłała swego lokaja, Mateusza, do jej ojca.
Dziewczyna nie bardzo była od tego. Chętnieby zamieniła była smutny pobyt w mieszkaniu ponurego Jakóba na serdeczną opiekę wesołej baronówny. Ale ojciec nie chciał pozwolić na to, pomimo nalegań i obietnic baronównej. Żadne na-