Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strojona, koło północy zwykle, siadłszy do fortepianu na niemą prośbę oczu inteligentnych, wyczarowywał ten Rafael fortepianu, jak go Heine nazywał, w grze swych utworów, lub jeszcze bardziej w improwizacjach swych, tony, o jakich ci, co go nie słyszeli, nie mogą mieć pojęcia. Urok jego duszy spływał wtedy, jak jakaś zaziemska muzyka, pogrążając wszystkich w religijne iście natchnienia. Wielka sala z obcym tłumem, przeciwnie, rozpraszała mu magnetyczny węzeł sympatji.
Koncert odbył się 26 kwietnia w sali Pleyela. Jak pisze Liszt w Gazette musicale, salony p. Pleyela były wspaniale oświetlone, na dole schody pokryte dywanami i ozdobione wonnemi kwiatami, powozy i karety dowoziły ciągle najwykwintniejsze, najstrojniejsze kobiety, kwiat znanej młodzieży, artystów najsławniejszych, finansistów najbogatszych, całą arystokrację rodu, mienia, talentu i piękna. Na estradzie długi fortepian otwarty. Wszyscy mają za punkt honoru zająć najbliższe miejsca, wszyscy się usposabiają, by nie uronić jednego akordu, jednego tonu tego, który się za chwilę ukaże.
Powodzenie było zupełne. „Sława wytworna Szopena“, powiada Liszt, „pozostała wolna od wszelkiego zarzutu. Milczenie zupełne krytyki zwarło się koło niej, jakgdyby już potomność nadeszła; i w świetnem audytorjum, jakie przybieżało, by powitać poetę, który zbyt długo był niemy, nie było ani jednego zamilknienia, ani jednego zastrzeżenia: na ustach wszystkich była jedna chwalba“.