Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chcecie, możecie się przed niemi rozsunąć i rzucać im kwiaty... Pójdą, dokąd szał miłości ich poniesie, byleby mi ta kobieta wyznała prawdę, jedyną możliwą, jedyną w szczerości swojej godną uznania, a którą mi jest dłużna za to, co jej daję... Czy zrozumiałaś, Vanno?... Czy człowiek ten posiadł ciebie?... — Tak, czy nie? Odpowiedz! Oto, czego pragnę. To nie próba, ani podstęp. Przysięgłem. Wszyscy są świadkami...

vanna.

Powiadam prawdę... nie tknął mnie!

gwido.

Dobrze. Wyrok na niego wydałaś... Już mi nic nie pozostaje... Budzę się teraz! Zbliża się do straży i wskazuje jej Prinzivalla. Ten człowiek do mnie należy. Weźcie go, zwiążcie, zejdźcie z nim aż na dno najgłębszych ciemnic, znajdujących się pod tą salą. Schodzę razem z wami. Do Vanny. Nie ujrzysz go więcej! Przyjdę obwieścić ci ostatnią prawdę, którą wkrótce w ostatnich słowach mi wyjawi...

vanna,
rzucając się między straże, chwytające Prinzwalla.

Nie, nie! On do mnie należy!... Skłamałam! skłamałam! Zgwałcił mnie! posiadł... Należałam do niego! Posiadł mnie! Roztrąca straże. Usuńcie się, wy! Nie bierzcie tego, co jest łupem moim! On do mnie tylko należy!... Chcę własnemi rękami!... Podle, nikczemnie mnie posiadł! Posiadł mnie!

prinzivalle stara się ją przekrzyczeć.

Kłamie! Ona kłamie!... Kłamie, żeby mnie ocalić, lecz żadna tortura...