Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
vanna.

Milcz!... Odwraca się do ludu. On się boi!... Zbliża się do Prinzivalla, jakby dla związania mu rąk. Dajcie mi powrozów! dajcie łańcuchy i kajdany!... Teraz, gdy wyspowiadałam się z mojej nienawiści, sama go krępuję, sama go obwiniam!... Pocichu do Prinzivalla, wiążąc mu równocześnie ręce. Milcz!... Ocala nas! Milcz! Łączy nas!... Do ciebie należę. Kocham cię!... Daj mi się okuć!... Ja cię wyswobodzę!... Strażniczką twoją będę!... Uciekniemy!... Krzyczy, jakby chciała Prinzivalla zmusić do milczenia. Milcz!... Odwraca się do tłumu. Szeptem błaga mnie o litość!... Odsłania mu twarz. Spojrzyjcie na jego twarz!... Nosi na sobie ślady strasznej nocy!... Odkrywając płaszcz nad własnem skrawionem ramieniem. Ja także piętno noszę!... Okropna noc miłości!... Spojrzyjcie na niego, to on!... Szkaradny i podły!... Spostrzega poruszenie straży, która chce Prinzivalla uprowadzić. Nie, nie! pozostawcie mi go jeszcze! To moja część łupu! to moja zdobycz!... Do mnie tylko należy!... Strzeżcie go! trzymajcie!... Widzicie, że chce uciec...

gwido.

Dlaczego więc przyszedł? Dlaczego kłamałaś?

vanna, wahająca się szuka wyrazów.

Skłamałam... nie wiem... Nie chciałam się przyznać... Słuchaj! dopiero teraz... Tak, tak, zrozumiesz... nie wiedziałam, co czynić... Nie przewidywałam... Gdym tam szła, nie myślałam o tem... ale takie rzeczy stają się tak nagle... Tak, tak, dowiesz się... Rozdarta zasłona! Tem gorzej dla twojej boleści, ale sam chciałeś... Ach! obawiałam się ciebie... Lękałam się miłości,