Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowiedziawszy się sam wprzódy... Zapomniałem o wstydzie niewieścim... — Nie śmiałaś wyznać przed nimi, że potwór cię zgwałcił... Tak, powinienem był zaczekać, aż pozostaniemy sami... Wyznałabyś mi całą prawdę plugawą... Lecz ja ją już znam, niestety, i oni o niej wiedzą... Na co, Giovanno, dłużej się ukrywać? Już za późno... Teraz wstyd musi odnieść nad sobą samym zwycięstwo. Za złe mi tego wziąść nie możesz... Rozumiesz chyba, że w takich chwilach rozum nie...

vanna.

Spojrzyj mi w oczy, Gwido! — Kładę całą siłę, całą moją uczciwość i wszystko, co ci winna jestem, w ostatnie moje spojrzenie... To nie wstyd, lecz prawda! Ten człowiek mnie nie zgwałcił...

gwido.

Dobrze, dobrze, bardzo dobrze!... Nic mi już nie pozostaje... Teraz, wiem wszystko... Tak, to prawda... a raczej miłość... rozumiem... Chciałaś go ocalić... Nie pojmuję, co jedna noc uczynić może z kobiety, którą tak kochałem... Lecz nie w taki sposób ocalić go należało. Podnosząc głos. Słuchajcie mnie wszyscy! po raz ostatni!... Chcę złożyć przysięgę!... Zatrzymuję się jeszcze nad brzegiem czegoś bezdennego... Chwila mi tylko pozostaje, zanim ramiona otworzę... Nie chcę jej stracić... Czy mnie jeszcze słyszycie?... Głos mój siłę utracił... Jeśli nie słyszycie, zbliżcie się naprzód... Czy widzicie tę kobietę i tego człowieka?... Kochają się, to rzecz pewna... A więc uważajcie... Ważę każde słowo tak bacznie, jak się waży krople lekarstwa u wezgłowia konającego. Wyjdą stąd za mojem zezwoleniem, swobodni, nieznieważeni, nie doznawszy nic złego. Zabiorą z sobą wszystko, czego zapragną. Jeśli