Przejdź do zawartości

Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedliwość!... Wiedziałem o tem, lecz nie spodziewałem się jej tak rychło!... My słałem, że czekać będę na nią lata, całe lata!... Życie spędzić miałem, czyhając na nią wszędzie, na zakrętach ścieżek, w lesie, na ulicy... Tymczasem, znajduję ją nagle w tej komnacie; stoi przedemną, przed nami, na tych stopniach!... Dzięki jakiemu cudowi?... Dowiemy się o tem. Vanna go sprawiła... Jeśli sprawiedliwość tu weszła, to żeby spełnić swoje dzieło... Do Marca, biorąc go za ramię. Czy widzisz tego człowieka?

marco.

Tak. Kto to?

gwido.

A przecież go już widziałeś! Mówiłeś z nim... tak, ty! Byłeś mu posłem usłużnym...

Prinzivalle zwraca głowę w stronę Marca, który go poznaje.
marco.

Prinzivalle!
Poruszenie wśród tłumu.

gwido.

Ależ tak, to on, to on, nie ulega wątpliwości... Zbliż się więc, zobacz, dotknij, mów do niego... Może ma do zlecenia ci nowe jakie poselstwo... Wprawdzie nie jest już świetnym Prinzivallem, lecz i tak nie mam dla niego litości!... Zabrał mi za pomocą potwornego i niesłychanego wybiegu jedyną rzecz, której dać nie mogłem... a teraz sam, wiedzion ręką sprawiedliwości, oraz podejściem, od sprawiedliwości wspanial-