Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szedłbym do niego ze złożonemi rękami, czołgając się na kolanach... albo uciekłbym stąd z nią razem, nic nie unosząc z sobą, biedny... aby do końca życia błądzić po świecie, i na opustoszałych gościńcach wyciągać rękę po jałmużnę... Ach! to niecne marzenie barbarzyńcy!... Nigdy, w żadnych czasach i w żadnej historyi zwycięzca nie ośmieliłby się... Zbliża się do Vanny i obejmuje ją. Giovanno moja!... Nie wierzę jeszcze... To nie ty mówisz!... Nic nie słyszałem, więc złe da się naprawić.. To głosem mojego ojca tętniły ściany... Powiedz, że się przesłyszałem, że cała miłość nasza, wraz z wstydem twoim mówiły: nie; krzyczały: nie! stawić bowiem musiały czoło hańbie podobnego wyboru!... Słyszałem tylko echo spóźnione... Tem, co powiesz teraz, rozedrzesz milczenie dziewicze... Patrz, wszyscy słuchają. Nikt nic nie wie, a ty masz rzec pierwsze słowo... Wymów je szybko, żeby cię nareszcie poznali; powiedz jak najśpieszniej, żeby zrozumieli miłość naszą; żeby zmora, dławiąca piersi, spadła z nich raz przecie... Powiedz słowo, na które czekam, a które powiedziane być musi, żeby podtrzymać w duszy mojej to, co się w niej łamie i rozpada.

vanna.

Wiem, Gwido, że przypadająca na cię część brzemienia najcięższa...

gwido, bezwiednie ją odsuwając.

Ale sam ją dźwigam!... Ten, który kocha, dźwiga ciężar cały!... Nie kochałaś mnie... Tym, którzy duszy nie mają, nie kochać tak łatwo... To rzecz niespodziana!... Może dzień dzisiejszy dla ciebie dniem świątecznym, uroczystym... lecz ja uroczystości przerwać potrafię!... Co kol wiek bądź mówią, cokolwiek bądź czynią, jestem tu