Strona:Maurycy Maeterlinck - Życie pszczół.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

owych w miljony codzień idących ruchów, patrzymy bystro i rozumnie, niczego nie dostrzegając, a dzieło woskowe buduje się dniem i nocą i rośnie z szybkością niepojętą. Rano dnia każdego spostrzegamy ten przyrost, nie mogąc sobie zdać zeń sprawy. Ale królowa nawykła do pośpiechu niecierpliwi się najwyraźniej. Przebiega ciągle jaśniejące w ciemni rzędy i gdy tylko skończone zostaną pierwsze szeregi schowków, bierze je w posiadanie wraz ze swą świtą, składającą się z gwardji przybocznej, doradczyń, czy służby. Niepodobna powiedzieć, czy ona rozkazuje i kieruje wszystkiem, czy jeno słucha rozkazów, czy doznaje czci i posłuchu, czy znajduje się pod najściślejszym nadzorem. Gdy siądzie na miejscu, które uzna za odpowiednie, albo jakie jej wyznaczy świta, wygina grzbiet, zgina się i wtyka koniec swego odwłoka kosmatego w jedną dziewiczą komórkę, a główki eskorty, maleńkie główeczki, opatrzone ogromnemi oczyma, pochylają się ciekawie, śledzą tok sprawy i skupiają się w pierścień zwarty. Jedne podtrzymują jej łapki, inne gładzą jej skrzydła, a wszystkie poruszają nerwowo różkami, jakby jej chciały dodać odwagi, przynaglić, czy składać gratulacje.
Łatwo poznać miejsce, gdzie znajduje się królowa po tym kręgu migotliwym, podobnym do owalnej broszy, której topaz środkowy stanowi