Strona:Maurycy Karasowski - Fryderyk Chopin t.II.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

byłbym go prędzej odwiedził), że i ta jego panna, o której już zapomniałem, z nim przyjechała[1]. Po drugiem zaproszeniu, w tydzień idę do niego; aż na schodach z wielkiem ukontentowaniem spotyka mię jego młoda pupila, zaprasza do siebie mówiąc, że to nic nie szkodzi, iż pana Pixisa nie ma, żeby odpocząć, że on zaraz nadejdzie i t. p. Jakaś drżączka nas oboje bierze. Ekskuzuję się, wiedząc, iż stary zazdrosny, że innym razem przyjdę i t. p. Tymczasem, gdy my tak czule na schodach w niewinności serca z przymileniem sobie rozmawiamy, lezie Pixisko; patrzy (nakształt Soliwy) przez grube okulary, kto tam na górze z jego bellą mówi i przyspieszywszy biedaczysko kroku, zatrzymuje się przedemną brusquement zawoławszy. „Bon jour!“ — a do niej: „Qu’est-ce que vous faits ici?“ — i ogromną kopę niemieckich djabłów wyrzucił na nią, że ona śmie w jego nieobecności młodych ludzi przyjmować! Ja także z uśmiechem potakuję Pixisowi i na nią, nastaję, że tak lekko, tylko w materyalnej sukience wychodzi z pokoju i t. d. Aż przecie stary się pomiarkował, ochłonął

  1. Mowa tu o Pixisie Janie Piotrze, fortepianiście i kompozytorze, urodzonym w r. 1788 w Münheimie, młodszym brabie dyrektora Konserwatoryum pragskiego.